01 maja 2024

Ofiary – Tom 1 – Fragment 1

Czerwona szminka

Wysunęła język spomiędzy czerwonych od szminki warg. Polizała jeden z męskich palców, który po chwili zniknął cały w jej ustach. Ssąc, sunęła w górę i w dół, doskonale wiedząc, że tym pobudza jego erekcję.

Nagle podniecił się tak bardzo, że przestało mu przeszkadzać, iż dziewczyna ciągle jest w spodniach opuszczonych do kostek i ma na stopach jesienne, sznurowane obuwie. Zsunął z pośladków czarne dżinsy, które tego dnia miał na sobie, choć te średnio pasowały na poważne, służbowe spotkania. Nigdy jednak nie nosił się na tyle elegancko, by dać się wcisnąć w pełny garnitur, a jako zięć głównego dyrektora wielkiej korporacji, nie był zmuszony do przestrzegania nawet podstawowych norm. Odsunął materiał majtek nastolatki na bok, na tyle, by dać radę wedrzeć się swoim penisem do jej ciasnej szparki.

29 kwietnia 2024

Ofiary – Tom 1 – Bohaterowie

Margareta

Margareta stawia krok za krokiem, z dzieckiem na rękach. Podąża w kierunku kominka. Ogień tańczy. Jej jest zimno. Coś mrozi ją od środka. Dziecko kwili, a ona nie czuje niczego poza irytacją. Słyszy, jak koła wózka suną po marmurowej podłodze. Drugie z niemowląt milczy. Żaden syn jej nie rozczula. Płaczącemu nie umie współczuć i nie ma ochoty też czuwać nad spokojnym snem zasypiającego. Nie chciała być matką. A już z pewnością nie dziewiętnastoletnią matką bliźniąt.

I nagle Margareta odczuwa ciepło na szyi. Pali ją w przełyku. Gorąco się robi w miejscu, w którym zdobi jej ciało złota, wielokaratowa kolia. Na dekolcie czuje pozostałości wspomnień: pocałunków i dotyku. Retrospekcja się zmienia. Pieszczota ustępuje miejsca brutalnemu zaciskowi. Przyjemność zostaje zastąpiona walką o tlen. Tlenu okazuje się być za dużo. I choć wcześniej odczuwała, że bez niego się udusi, dziś dusi ją jego nadmiar. Kolia może zostać pomylona z garotą.

Palce Margarety są wolne. Nie ma na nich pierścionków. Nie widnieje obrączka. Dziecię na rękach, jak i to w wózku, uwiązują ją wystarczająco. Są niczym kajdany. A te nie zostały wykłute przez łagodny dotyk ani gwałtowną napaść, nie stworzyły ich też przemyślane ciosy czy posmak krwi po wewnętrznej stronie wargi. Jedynym kowalem była ona. To były jej decyzje, jej wybory, jej konsekwencje.

Margareta jest jedną z wielu ofiar własnego działania.


Hubert

Hubert niedbale i chaotycznie stuka palcami w klawiaturę. Często się myli. Popełnia literówki. Czasami usuwa kilka słów, by ponownie je napisać, niekiedy tylko w odwrotnej kolejności. Zdarza się, że zamienia niektóre z wyrazów. Korzysta z synonimów, choć jego słownictwo nigdy nie należało do najbogatszych.

W końcu odważa się wcisnąć enter. W oczekiwaniu na odpowiedź odpala papierosa. Łudzi się, że ta nadejdzie w sekundę. Od dziecka cechowała go spora niecierpliwość, która przez lata przysporzyła mu tysiące problemów.

Oczy Huberta są lekko przekrwione, źrenice nienaturalnie duże, tęczówki wąskie, twardo osadzone, bez tego u ludzi tak charakterystycznego rozmazania. Przeskakują z ekranu laptopa na rozsypany na kawałku czarnego marmuru śnieżnobiały pył. Niekiedy śledzą ruch prawej dłoni, strzepywanie popiołu z papierosa wprost do kryształowej popielniczki.

Hubert bez wątpienia jest ofiarą korporacyjnej pracy, materialnego luksusu, hermetycznego środowiska. Przez jego głowę przebiega myśl, że życie od więzienia oddziela tylko wygoda i łatwy dostęp do środków odurzających. A tak poza tym obrączka z łatwością zastępuje kajdanki, ilość kredytów zaciąganych bez opamiętania sądową grzywnę, a wizyty na siłowni trzy razy w tygodniu i bieg po bieżni, nie różni się za wiele od tworzenia kółek na spacerniaku.


Tomasz

Tomasz odczuwa dumę z powodu wzorowo wykonanego zadania. I choć poklepywania po plecach i gratulacje otrzymywane od niemal całego obecnego na tej zmianie personelu szpitalnego przyjemnie łechcą jego ego, to on sam sprawia wrażenie, jakby te pochlebstwa nie robiły na nim żadnego wrażenia. W rzeczywistości nie są mu one niezbędne do życia, nie podnoszą też jego kwalifikacji, nie wpływają na jego poczucie własnej wartości. A Tomasz zna swoją wartość. Jest pewny siebie. Posiada dużą wiedzę. Ma też coś, co inni nazywają talentem.

Jeszcze nie tak dawno temu, Tomasz, po wykonaniu trudnej operacji, odpaliłby papierosa. Teraz tego nie robi. Pożegnał nałóg albo raczej formę szkodliwego przyzwyczajenia, niedługo po tym, jak bliźnięta pojawiły się na świecie. Był to kolejny krok mający na celu zbliżyć go do ideału. Za cel obrał dążenie do perfekcji. Dziś we wszystkim, czego się podejmuje, cechuje go sumienność i obsesyjna wręcz dokładność.

Tomasz przy nieregularnym, często długozmianowym trybie pracy, stara się dbać o formę. Jest wysportowany. Regularnie biega. Upust złości i frustracji daje, uderzając zaciśniętymi pięściami w ciężki worek bokserski. Nigdy nie zapomina o owijkach. Uważa na dłonie. Nie podejmuje się też sparingów. Wie, że musi unikać mikro urazów. Podobnie, wręcz patologicznie, ostrożny jest podczas gotowania. Wie, że nie może uszkodzić palców. Te są ważne w jego pracy. Bez sprawności manualnych nie byłby w stanie operować. Zakończyłby więc swoją litanię sukcesów. A sukcesy, tak samo te małe, jak i te ogromne, napędzają go do dalszego działania.

Tomasz jest ofiarą chorobliwych ambicji. Zdobywcą dyplomów. Kolekcjonerem uratowanych. Jest też tym, który nigdy nie odpuszcza. On, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym, się nie poddaje. Wytrwałości i upartości zawdzięcza swoją obecną pozycję, zadowalający status materialny, rodzinę.


Więcej na temat książki znajdziesz tutaj:

Ofiary (trylogia)