06 grudnia 2025

Ofiary (tom 1) – Prolog


 Hermetyczna pułapka


Kruk zasiadł na parapecie z marmuru. Brudnymi od ziemi pazurami naznaczył ten perfekcyjny, niewinny, zimny kamień. Jakby tego było mało, zaskrzeczał tak, iż zdawało się, że chciałby tym wrzaskiem rozedrzeć na pół królestwo samego Boga. Niebo jednak pozostało niewzruszone i wciąż tak samo granatowe, a chmury nawet kropli łez nie uroniły nad losem ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że czarny kruk jest naocznym świadkiem ich wojny.

Wojna tych dwojga składała się z bitew, a każda kolejna, choć w założeniu miała być zimna jak lody pokrywające wody w samej Grenlandii, to paliła tak jak ogień w kominku. Margareta utkwiła wzrok w tych płomieniach. Od ognia dzieliła ją przezroczysta, żaroodporna szyba i kilkanaście kroków, które pokonała z niemowlęciem na rękach, tylko po to, by przy końcu zawrócić na pięcie i oddalić się od ciepła. Zbliżyła się do wózka, a tym samym też do mężczyzny, który tym wózkiem kołysał na wszystkie strony, starając się uśpić drugiego z bliźniąt.

Margareta miała włosy czarne niczym sadza, choć gdy pierwszy raz pokonała próg tego domu, była blondynką. W oczach już nie tliły się nawet iskierki tego blasku, co tkwił w nich przed laty, a czas nawet jej nie przyoszczędził zmarszczek. Co prawda, tych na twarzy było naprawdę niewiele i były tak płytkie, że niemal niewidoczne, ale rozstępy na brzuchu, blizna po cesarce, pomarańczowa skórka wokół ud – to wszystko składało się na zbiór lat, które zapisały się na karcie jej historii.

Zdarzały się momenty, gdy nie chciała rozkopywać przeszłości, grzebać we własnych wspomnieniach, rozczytywać z bazgroli tego co już hen za nią, ale zaraz po tych momentach następowały gorzkie dni, a te skutecznie pchały ją do spełnienia jednego przyrzeczenia. Dokładnie rok temu obiecała, że się zemści.

Pochłonięta myślami Margareta, nie zwracała uwagi na krzyki trzymiesięcznego Borysa. Nawykła do jego płaczu i choć wciąż irytował ją niezmiernie tak samo, to teraz potrafiła się na to wyłączyć. Dzwonka, który rozpanoszył się po całym salonie, jednak nie umiała zignorować. Poszła otworzyć, wcześniej wciskając niemowlę na ręce swego partnera.

Blondyn, który na pierwszy rzut oka nie należał do delikatnych, przejął chłopca na swoje ramiona z dużą dozą czułości. Zadbał nawet o to, by podłożyć pod główkę Borysa kolorową pieluszkę, oby dziecko nie trzymało głowy na jego nagim ciele. W domu, nocami, nie nawykł do chodzenia w czymś ponad spodenki, choć, gdy noce bywały chłodne, takie jak ta, to decydował się na spodnie dresowe z grubego polaru.

Margareta, wpatrując się w niewielki monitor, zawieszony na ścianie przy samych drzwiach wejściowych, oznajmiła mężczyźnie, że ktoś stoi przy furtce i że system znowu się zaciął, przez co nie ma możliwości zwolnić blokady na odległość. Nie czekała na jego reakcję, nawet nie spodziewała się, że jakaś nastanie, gdyż od kilku tygodni chodził zamyślony, wiecznie nieobecny i przygaszony. Wypuściła powietrze z irytacją i sama, w drodze zakładając dresową bluzę na zamek, ruszyła w kierunku furtki.

– Co pana sprowadza? – zapytała w pełni umundurowanego policjanta.

Przyjrzał się jej i choć było ciemno, a przy furtce świeciła się tylko jedna latarnia, to zdawał się zauważać niepewność i strach pobłyskujące w dużych, hipnotyzująco kobiecych oczach. Zerknął także na jej dłoń, która mocno zaciskała się w pięść na klamce furtki, pozostawiając tę jedynie lekko uchyloną, by nie mieli konieczności rozmawiania przez kraty, co w wyobraźni Margarety od razu nasuwało skojarzenie widzeń więziennych.

– Zastałem może Tomasza Przybylskiego? – zapytał policjant.

– Tak, ale nie wpuszczę pana, dopóki pan nie powie o co chodzi. – Zawsze była harda i bezpośrednia, a takie cechy wpisane są w styl bycia i nie są w stanie zmienić ich żadne pieniądze ani nauki dobrych manier.

– O jego córkę – padło w odpowiedzi i tyle wystarczyło, by Margareta straciła czujność i ustąpiła na bok, a mężczyzna ruszył w stronę domu.

Poczłapała za nim. Po chwili nawet zrównała z nim kroku, ale była już zupełnie głucha na jego tłumaczenia odnośnie tego, że zapomniał się przedstawić. Podał jej nie tylko swoje imię i nazwisko, ale także informację o tym, że jest starym przyjacielem Tomka. W głowie Margarety było już tylko słowo córka, a to zupełnie nie pasowało jej do mężczyzny, do którego należał dom.

Po przekroczeniu progu salonu, liczyła na to, że Tomek zaprzeczy, że powie cokolwiek co jakoś rozjaśni jej mroczny, a teraz, po tej rewelacji, jeszcze mroczniejszy świat. Ten jednak nie wyjaśniał niczego. Jedynie odłożył wrzeszczącego Borysa do wózka, kładąc go obok, młodszego o niespełna minutę, brata i zaczął się ubierać. Założył koszulę na nagi tors, czyniąc to, jak niewielu, przez głowę, gdyż nigdy nie rozpinał więcej guzików niż to było konieczne. Nie obchodziło go, że koszula w granatowo-fioletową kratę zupełnie nie pasuje do popielatych, dresowych spodni. Brakiem bielizny pod spodem, także się nie przejmował, a adidasy wciągnął na bose stopy. Wyszedł, rzucając w biegu, że wróci najprędzej jak to tylko będzie możliwe.

Margareta pozostała sama. Z dwójką wrzeszczących dzieci. Ze wzrokiem utkwionym w nowoczesnym kominku. Zastanawiała się, jak wpędziła samą siebie w tę hermetyczną pułapkę zbitą z marmuru, kryształu i szczerego, wysokokaratowego złota. Poczuła się winna. Uświadomiła sobie, że jest ofiarą własnego działania i że została ukarana, nie przez Boga, bo w tego nigdy nie wierzyła, ale przez los. Los z niej mocno zakpił, ofiarowując jej to o czym przez większość życia ośmielała się jedynie marzyć.


Więcej informacji





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz