06 grudnia 2025

Ofiary (tom 1) – Rozdział 4


 Przy wspólnym stole


Życie kocha nas niszczyć – tak uważał Tomasz Przybylski. Mężczyzna był zdania, że na każdej drodze, jakąkolwiek byśmy nie obrali, czekają na nas kłody rzucane wprost pod nogi, mające na celu skłonić nas do skoków lub padnięć na kolana. On przed laty wybrał skoczyć. Po latach ten skok mógł stać się przyczyną jego upadku.

Margareta o życiu miała takie samo zdanie i całkiem podobne do Tomka przeżycia. Oboje w przeszłości byli osamotnionymi dziećmi, zmuszonymi do tego, by zawsze ze wszystkim radzić sobie samodzielnie. Dzięki temu uchodzili za silnych, bo po równi nienawidzili okazywania słabości. Dzięki temu byli też wewnętrznie słabi, krusi, bo osamotnienie zawsze zostawia na naszej duszy piętno; sprawia, że pęka serce, a to sklejone jest takie jak posklejany, porcelanowy wazon – prezentuje się wciąż wyśmienicie, ale traci na funkcjonalności. Do posklejanego wazonu nie da się już wlać wody tak, by się nie wylewała, a to znaczy, że nie przedłuży on życia już żadnej róży, żadnemu tulipanowi.

Dwie pokaleczone emocjonalnie osoby zasiadły naprzeciw siebie. Miało to miejsce w jednej z pizzerii. Był to przeciętny lokal i bywali tam naprawdę wszyscy. Pech chciał, że tego dnia był tam też on – Hubert Laskowski. I to nie sam, a z żoną i młodszym synem.

Margareta starała się skupić wzrok na proponowanych przez Tomka alkoholach. Ukrywała się za menu, ale nieustannie rozglądała się na boki. Spoglądała na biegającego między stolikami Miłosza. Chłopiec raz nawet wpadł na Tomasza, gdy ten poszedł po piwo dla siebie i herbatę dla Margarety.

– Nie wolisz czegoś alkoholowego? – dopytywał, jednocześnie chwytając za kartę, którą wciąż miała przed oczami. Odchylił ją, by móc patrzeć w jej turkusowe tęczówki.

– Przy tobie wolę zachować trzeźwość umysłu – odparła.

– Nie da rady – uprzedził, odwracając strony. Wskazał na jedną ze standardowych pizz. – Może być? – zapytał, zatapiając swoje źrenice w jej spojrzeniu, niczym w lazurowym oceanie.

– Zdam się na twój gust – odrzekła, przykładnie złożyła menu i odłożyła je na bok.

– By później móc mi wypomnieć, że coś spieprzyłem – stwierdził, nie siląc się na uprzejmy ton.

– Przestań już – syknęła i nawet się przy tym zaśmiała. – Wybrałeś kiepski film i sam to przyznałeś. Nic takiego się nie stało. Żyjemy dalej!

– Ten film miał dobry tytuł i aktorów też nie najgorszych – starał się wybronić.

– Czyli scenarzysta musiał być bogaty i zapłacić za wyreżyserowanie takiego gniota krocie albo ci aktorzy nagle zubożeli, i zdecydowali się podjąć czegokolwiek, by zarobić cokolwiek. Tak działa życie. Jak nie ma prawdziwków w lesie, to zadowalasz się pieczarką albo muchomorem.

– To jakaś twoja złota myśl? – zapytał z lekko cynicznym uśmiechem.

– A co? Nie podoba ci się?

– Nie pasuje do ciebie – stwierdził z całym przekonaniem.

– A co do mnie pasuje?

Tomek chwilę zastanowił się nad odpowiedzią. Zmierzył swoją partnerkę, poczynając od czubka głowy, a kończąc na butach, choć w tym celu musiał się wychylić. Śmiało odparł:

– Czerwień. Pasuje ci czerwień, choć jesteś blondynką. Niebywałe.

– Nie jestem. To tylko farba – poinformowała.

– Pasują ci też szpilki – dodał z lekkim skrępowaniem, jakby obawiał się jej reakcji, choć przecież jeszcze kilka tygodni temu był znacznie śmielszy i zdawał się wręcz emanować pewnością siebie.

– Bo ci się podobają? – zgadywała.

Ochoczo i nieco żartobliwie przytaknął ruchem głowy.

– To muszę ci rzec, że nie jesteś szczególnie oryginalny. Wielu lubi szpilki.

– Ta trafiła w serce. – Poklepał się pięścią po klatce piersiowej. – A wydawało mi się, że jestem taki wyjątkowy – dodał, parodiując smutek.

– Następna trafi wprost w twojego fiuta, jeśli nie przestaniesz się wygłupiać – zagroziła.

– Wprost nie mogę się tego doczekać – odparł, wyraźnie rzucając jej tym wyzwanie.

I tyle wystarczyło, by Margareta podniosła nogę i odnalazła nią pierw kolano Tomka, a później miejsce na wprost jego rozporka.

Tomka korciło, by się zasłonić. Kolana mu drżały, ale postanowił zgrywać nieustraszonego. Z jednej strony uważał, że Margareta jest zbyt rozsądna i dojrzała, by uczynić tego rodzaju teatrzyk w miejscu publicznym. Z drugiej jednak strony, była bardzo nieprzewidywalna i jego zdaniem zdolna do wszystkiego, byleby postawić na swoim.

Jakiś czas, w ciszy, obserwował wyraz jej twarzy. Dostrzegł jak mimika się zmienia, jak dolna warga zostaje zagryziona, a usta wykrzywiają się w cwaniackim, nieco bezczelnym uśmieszku.

– Kopniesz, a dam ci w twarz – rzucił nagle, raczej desperacko niż groźnie.

– To miała być zachęta? – dopytywała, naciskając czerwonym, lakierowanym butem wprost na jego krocze.

– Galanteria nakazywała mi ciebie uprzedzić. Twoja decyzja co dalej z tym zrobisz, ale facet, który siedzi dwa stoliki obok, nieustannie się na nas gapi i za moment może oskarżyć nas o to, że gorszymy jego dziecko – wypowiedział na jednym tchu, bez żadnych emocji, jakby był komputerowym lektorem, a nie człowiekiem.

Margareta uśmiechnęła się i nagle odpuściła. Opuściła nogę i udawała, że odszukuje wzrokiem wspomnianego przez Tomka mężczyznę. W rzeczywistości od początku wiedziała, że chodzi mu o Huberta. Marga czuła na sobie wzrok Laskowskiego po tylekroć, że stał się dla niej wyczuwalny.

– Całkiem przystojny – stwierdziła na głos, ciągle zerkając na swojego sponsora. Później rozpoczęła jawne przyglądanie się jego żonie. – Pasują do siebie – dodała.

– Co? – Tomek zdawał się być zdezorientowany, bo kiedy Marga głosiła swoje zdanie na temat Huberta i jego małżonki, to on składał zamówienie kelnerowi, który w końcu, z łaski swojej, się do nich pofatygował, czego Tomasz nie omieszkał mu wytknąć.

– Ten mężczyzna, który się na nas gapił, pasuje do tej kobiety, która z nim przyszła – objaśniła Margareta i uśmiechnęła się przepraszająco w kierunku kelnera.

– Dlaczego on do niej, a nie ona do niego? – zainteresował się Tomasz, kiedy kelner odszedł.

– Bo każda kobieta może pasować do każdego mężczyzny, ale nie każdy mężczyzna pasuje do każdej kobiety.

– Chyba nie rozumiem – przyznał.

– Zawsze możemy się dopasować. Wy tak nie umiecie. – Niedbale wzruszyła jednym ramieniem i wyłowiła saszetkę herbaty z filiżanki.

– Umiem się dopasowywać – stwierdził pewnie Tomek.

– Zatem mam dla ciebie zadanie. – Spuściła głowę i wyglądała tak, jakby przez moment sama powątpiewała w ten pomysł. Szybko jednak ponownie spojrzała Tomaszowi w twarz. Przybliżyła się do towarzysza, pochylając się nad stołem tak mocno, że dotykała go swoim biustem. – Dopasuj się między moje nogi – rozkazała.

Tomek ze skonsternowanego zmienił się nie do poznania. Nagle stał się wesoły i zdawał się nie móc doczekać aż pizza zostanie im podana, przez nich zjedzona, aż wreszcie rachunek za nią będzie już opłacony, a oni znajdą się w taksówce, w drodze do domu.

W końcu marzenie Tomka się ziściło. Margareta przełknęła ostatni kęs, on dopił trzecie tego wieczora ciemne piwo, a kelner nie musiał wydawać reszty. Miasto, w którym mieszkali, było małe i wieczorami traciło na życiu, więc i korki nie stały im na przeszkodzie, by szybko znaleźli się w łóżku.

W przypadku tych dwojga wspólne noce zawsze wydawały się być za krótkimi, a seks czymś w rodzaju preludium. Oboje chłonęli siebie nawzajem z takim zaangażowaniem, że byliby w stanie całą tę książkę wziąć naraz, ale organizm ludzki zwykle bywał zwyciężany przez zmęczenie. Opadali z sił różnie. Czasami to była ona, majacząca coś bez większego sensu, ale jęcząca przy tym z zadowolenia. Innymi razy był to on, zagłębiający dłoń między jej uda i układający się w ten sposób do snu, całujący jej nagą łopatkę lub ramię na dobranoc.

***

Znalazła się w swoim mieszkaniu grubo po dziesiątej rano. Jej zdaniem było już za późno na to, by iść do szkoły, gdyż wolała być obecna na wszystkich lekcjach, a nie tylko na ostatnich. W przedpokoju ściągnęła niewygodne, czerwone buty i odetchnęła z ulgą. Spojrzała w lustro. Miała na twarzy wczorajszy makijaż, lekko rozmazany w okolicy ust, gdyż Tomasz zlizał nie tylko szminkę, ale przy okazji także odrobinę podkładu.

– Wyglądam tragicznie – powiedziała sama do siebie i od razu skierowała kroki do niewyremontowanej łazienki.

W mieszkaniu Huberta brata pomieszkiwała od jakiegoś tygodnia. Wiele jeszcze było w nim do zrobienia. Z początku zdecydowała się jedynie na odmalowanie wszystkich pomieszczeń. Zakup mebli była zmuszona sobie odpuścić. Jako prostytutka nie zarabiała wcale tak dużo, a musiała opłacać prywatną szkołę, jeść i płacić na bieżąco rachunki. Nie posiadała oszczędności, bo nigdy nie potrafiła oszczędzać. Lubiła dobrze wyglądać i nie ma co się oszukiwać – w zawodzie jaki wykonywała, uroda była w cenie. Korzystała więc regularnie z usług fryzjera i kosmetyczki, uczęszczała też na siłownię oraz basen. Często zakupowała nową bieliznę i różnego rodzaju gadżety. Kochała buty. Buty były jej obsesją. Nie było miesiąca, by nie kupiła sobie jakiejś nowej pary. Zawsze stawiała na obuwie z górnej półki i to niezależnie od tego czy były to eleganckie szpilki, czy adidasy do fitnessu.

Łazienka nie była duża. Była zwyczajna. W rogu mieściła się muszla klozetowa, a pod największą ze ścian lekko podniszczona wanna. No i umywalka, ustawiona dokładnie naprzeciw drzwi.

Niespodziewanie zgasło światło, gdy, po załatwieniu się, myła ręce, a następnie zęby. Uniosła głowę, zerkając w lustro. Poczuła w nozdrzach papierosowy dym i przez chwilę myślała, że to jakieś urojenie. Jednak dostrzegła w odbiciu, żarzącą się w ciemności końcówkę. I omal nie dostała zawału, gdy nagle światło zostało włączone.

– Hubert!? – wrzasnęła, nie mogąc w to uwierzyć. – Chciałeś mnie zabić!? – rzuciła pytająco. Była pełna gniewu. Krzyczała.

Uśmiechnął się dobrotliwie.

– Skąd? Jedynie przywiozłem ci kuchenkę i czajnik. Musisz na czymś gotować – stwierdził.

– Nie cierpię gotować – przypomniała.

– Trudno. Ja muszę pić kawę, gdy tutaj bywam. – Wzruszył ramionami i wyszedł z łazienki. Drzwi pozostawił jednak otwarte. Widziała, jak odpala jeden z palników starej kuchenki gazowej za pomocą zapałki. Szybko postawił na niej czajnik.

– Zawsze będziesz ją sobie sam robił – uprzedziła i zachodziła w myśl jak mogła wcześniej nie zauważyć kuchenki. Nie wiedziała też, jakim cudem dała radę minąć Huberta samochód i nie zwrócić na niego uwagi. Stwierdziła, że staje się coraz mniej spostrzegawcza, i że to wszystko jest winą Tomka. Przez niego bywała przemęczona.

Jej uprzedzenie nie miało pokrycia z rzeczywistością. Hubert bywał u niej bardzo często, a od kawy był właściwie uzależniony. I o ile tę wieczorną przygotowywał sobie samodzielnie, o tyle tę poranną zazwyczaj przygotowywała ona, podczas gdy on zajmował się robieniem kanapek. Gdyby ktoś patrzył na nich z boku, mógłby dojść do wniosku, że wyglądają jak typowa para, bo tak właśnie się zachowywali. Jadali razem śniadania, ona myła zęby, podczas gdy on podgalał kilkudniowy zarost, a wrzucając rzeczy do prania, zdarzało się, że odnajdywała w koszu z brudami jakąś część jego garderoby.

Sytuacja skomplikowała się w chwili, gdy po powrocie z klubu, będąc nieco wstawioną, zaproponowała Tomkowi, by udali się do niej. Ich telefony komórkowe uległy rozładowaniu i nie mieli jak przywołać taksówki. Do Margarety było znacznie bliżej niż do Tomasza, a ona nie czuła nóg i jedyne o czym wtedy marzyła, to była miękka pościel.

Obudziła się rano. Usłyszała dwa męskie głosy, dobiegające z kuchni. Pobladła, kiedy po przekroczeniu progu, dostrzegła obydwóch – Huberta i Tomasza – przy wspólnym stole.


Więcej informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz